Ewa Kuryluk Kangór z kamerą w Poznaniu
Ewa Kuryluk
23.04.2015 — 23.05.2015
O artyście
Ewa Kuryluk uważa—do czego się nieraz przyznawała i co potwierdza swoją sztuką—że każda twórczość powinna być jednostkowa i uniwersalna. Jednostkowa, bo naznaczona tym jedynym, jaki posiadam, oddechem, tym unikalnym—przez linie papilarne—dotykiem, własną mową, własną krwią. I uniwersalna, bo wszystko dotyczy wszystkich. Obsesyjne dążenie do konkretu, do czego przyznawała się wiele razy, wynika z tej właśnie postawy, a współczesność podarowała artystce rewelacyjne narzędzie pracy: fotografię. Narzędzie, medium, konkluzję.
Fotografia jest dla Ewy Kuryluk nie tylko medium podstawowym, ale też niejako symbolicznym. We wszystkim bowiem co tworzy, w sztukach plastycznych i literaturze, penetruje obszary wzajemnych relacji i przenikań rzeczywistości i akcji, a cóż dobitniej tego nie uzmysławia jak fotografia właśnie? Przekształca konkret w zjawę, wyobrażenie w realność, prawdę w fikcję, fikcję w prawdopodobieństwo. Będąc celem, fotografia jest jednak dla Ewy przede wszystkim sposobem osiągnięcia celu. W tym postrzegam prostotę jej poczynań, zwyczajność formalną, komunikatywność, a także różnorodność.
Artystka robi zdjęcia z różnych powodów— bo jest szczególnie mocne światło albo chce sprawdzić, jak drapuje się biała tkanina, bo ma świetny kostium do przebrania albo pomysł, zachciankę, marzenie. Począwszy od owego letniego dnia, kiedy to dostała od ojca aparat fotograficzny, jej życie stało się zafotografowane. Bo tak jak niektórzy pisują dziennik, uważając za niebyły każdy dzień, który nie został opisany, tak Ewa Kuryluk fotografuje swoje życie. Jej fotografie bywają przypadkowe i nieprzypadkowe, ale są zawsze upozowane i zainscenizowane.
Zdjęcia zawsze stanowiły inspirację dla obrazów i instalacji Ewy Kuryluk. W naturalny sposób zaczęły w końcu do nich przenikać, stając się ich elementem, dominantą, wytwarzając specyficzną grę między światem prawdziwym, odbitym, powielonym i zinterpretowanym; grę między prawdą a fikcją. Fotografia w obrazie sprawia, że pojawia się dodatkowy kontekst: relacja między byłym a obecnym, przeszłym a teraźniejszym, wspomnieniem a wspominaniem. Wraz z elementem czasu pojawia się, nawet przy zaburzonej chronologii, motyw przemijania. Pięćdziesiąt lat fotografii tej samej twarzy i ciała to opowieść o dorastaniu i starzeniu się, o codziennych czynnościach i niecodziennych spotkaniach, o miejscach i nastrojach. Ewa napisała, że „czas upływając sprawia, że wszystko traci swój intymny charakter stając się częścią biografii, historii i sztuki.” Myślę, że nawet więcej—staje się sztuką, bo osoba wtapia się w epokę i staje kimkolwiek.
To konceptualizm uczynił z fotografii podstawowe narzędzie notacji, szkicownik artysty. Czyż Ewy autofotografia—począwszy od zdjęcia trzynastolatki z amforą na głowie po oczy patrzące na nas znad aparatu pięćdziesiąt lat później—nie jest jednym wielkim aktem sztuki konceptualnej? Oto jestem—byłam—na tyle, na ile pokazał to obiektyw. Ja, jako ja i jako nie ja, wciąż ja, ale również ty.
Zofia Gebhard
Wystawa odbywa się w ramach festiwalu Inwazja Barbarzyńców ( Poznań, 21 – 25 kwietnia 2015)